Makijaż Moda Paznokcie Projekt denko

sobota, 14 września 2013

Odzieżowe nowości - 3 marynarki

Pozostajemy w klimacie ciuchowym.

Ale zanim dojdę do tego, w jaki sposób stałam się właścicielką trzech nowych elementów odzieży wierzchniej ( nie. nie wystarczy, że weszłam, przymierzyłam i kupiłam), muszę Wam opowiedzieć kilka faktów o sobie. Właściwie będą to dwie zaledwie informacje: 1) całe życie myślałam, że jestem za niska na marynarki i w związku z tym omijałam je szerokim łukiem, 2) jestem ciuchowym skąpcem - zawsze jest mi żal tych wygórowanych (w większości przypadków) pieniędzy za niewygórowane jakościowo szmatki.

Jak to się ma do sprawy? Otóż, gdy rozpoczynałam karierę w świecie finansjery okazało się, że obowiązuje mnie dress code - żakiecik, spódniczka/spodnie, koszula, te sprawy. Wybierając się na zakupy byłam szczerze przerażona. W myślach widziałam tylko te przydługie rękawy marynarki, te niedopasowane, skracające mnie jeszcze bardziej fasony, a w tym wszystkim ja - mała i spocona z nerwów. Dodam, że w tych czasach panował marynarkowy szał. Wszystkie dziewczyny dumnie nosiły różowe marynarki z Zary z podwiniętymi mankietami, a ja w skrytości serca, zazdrościłam im.
Nadszedł mój czas. Weszłam do Reserved i przymierzyłam marynarkę w rozmiarze 34 - zupełnie zapomniałam, że takowy istnieje. Okazało się, że wyglądam jak człowiek, i choć niekoniecznie mogę się zapiąć na skromny guziczek, jakim żakiet dysponował, to i tak fason jest ok. Tak więc przełamałam lęk i noszę marynarki.

No ale jak wiemy, marynarki swoje kosztują. A ja jestem skąpcem. Dlatego też dzień, w którym wstąpiłam do pewnego charity shopu będę wspominać nawet na łożu śmierci. Weszłam w gościnne progi British Red Cross i od razu znalazłam wieszak z żakietami, a tam dwie cudne marynareczki, czekające tylko na moje przybycie.



Pierwsza ro klasyczna, mała czarna marynarka. Druga wykonana jest z tkaniny chyba zmieszanej z lnem, nie ma kołnierza i ozdobiona jest zameczkami, ćwiekami.
Obie były nowe - czasem w charity shopach możemy znaleźć końcówki kolekcji, które sklepy oddały na cele dobroczynne. Obie kosztowały po 7,5 funta....!!! :)))





Jeszcze jedna anegdotka jest taka, że podczas płacenia pogawędziłam sobie z miłym panem i okazało się, że wystąpił jakiś błąd na kasie - zamiast 15f nabiło się 3 500 000 - tak, 3,5 miliona. Śmialiśmy się z panem, że to największa transakcja w historii charity shopów, ale niestety, ja nie mam środków na jej pokrycie. Na sam koniec pan zapakował mi żakiety w elegancką, papierową torbę, mówiąc - "Niech myślą, że wydałaś dużo pieniędzy w jakimś drogim sklepie" :)

Trzeci żakiecik jest oczywiście z Matalana. Bardzo mi się podobał, ale nie podobała mi się cena 20f.


Kiedy poszłam do sklepu podczas przecen, zobaczyłam na metce 10f. Pomyślałam, no trudno, niech będzie.


Jakież było moje zdziwienie, gdy na paragonie zobaczyłam tylko 5f! Takie okazje to ja lubię!



Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was na śmierć! Jak odnajdujecie moje zdobycze?
Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz