Makijaż Moda Paznokcie Projekt denko

środa, 3 lipca 2013

Dlaczego przestałam używać podkładów? Notka o BB kremach

Jeżeli ktoś w ogóle pamięta starsze wpisy, to jakoś późnym latem zeszłego roku nabyłam podkład Max Factor Smooth Effect. Oto dowód:


Latem wydawał mi się świetny, ale zimą wyszedł ten sam problem co zawsze - obrzydliwe suche s k ó r k i ! Dlatego postanowiłam poszukać czegoś nowego, padło na Inglota ( też był na blogu):

  

Koleżanka z Inglota zachwalała, że świetny do suchej skóry, zrobiła mi z nim makijaż, spodobał mi się ( a raczej  bardzo chciałam wierzyć w to, że w domowym zaciszu będę wyglądać równie korzystnie). Ale ten podkład...był zły....na czas zimy...Bardzo zły, gorszy od Max Factora. Dlatego wpadłam na genialny pomysł - jeżeli podkład zastąpię czymś w kremie to będzie trochę tak jakbym na jeden krem nakładała drugi, a więc - podwójne nawilżenie. Idąc tym tropem, wysłałam mojego chłopaka (!) po słynny BB krem Bielendy. O dziwo, wrócił z tym, co chciałam:



 
Jak widać, kremu została już końcówka. Bardzo się polubiliśmy, choć teraz, gdy używam czegoś innego, posądzam go o zapychanie od czasu do czasu i drobne niespodzianki. Lubię Bielendę ze względu na to, że przypomina właściwie delikatny podkład. Jest dosyć gęsty, treściwy, zapewnia niezłe, jak na moje potrzeby, krycie. Minusem jest fakt, że szybko znika z twarzy. Niestety, ale nie używam pudru do utrwalenia makijażu, gdyż podkreśla moje skórki - prawdopodobnie zwykłe przyprószenie pudrem zwiększyłoby jego trwałość.

Przez to, że tyle miesięcy nie używałam podkładu - w sumie jakoś od połowy lutego, bardzo przyzwyczaiłam się do naturalnego wyglądu mojej twarzy - koloryt jest poprawiony, ale buzia nie wygląda sztucznie. Czuję się z tym na tyle dobrze, że póki co moje zainteresowanie w tym temacie ogranicza się wyłącznie do kremów koloryzujących. Moim najnowszym, majowym nabytkiem ( widzicie, znowu zapomniałam o czymś w poście zakupowym) jest krem L`Oreal Nude Maqique BB Cream:


Jest to nowość  w Anglii, w Polsce jeszcze go nie było w maju, teraz może jest. Cena - 9,50 funta za 30 ml kremu.


Oczywiście ja używam go tak, jak podkładu - czyli na bazę w postaci kremu Olaya. Mimo że moja skóra jest latem w świetnej formie - wręcz się przetłuszcza, nie odważyłabym się na samodzielne używanie tego kremu.


Na chwilę obecną jest to mój faworyt - daje efekt pięknej, naturalnej skóry. Nie ukryje dużych niedoskonałości, ale mi to nie przeszkadza, gdyż praktycznie nie mam problemów z cerą. Czyli...nie zapycha i nie uczula.
Produkt występuje w dwóch odcieniach: light (mój) i medium. No i jedyna wada, to że na zimę na pewno będzie za ciemny. Bardzo ładnie stapia się ze skórą, ale zimą, o ile nie będę używać samoopalacza, może to nie wystarczyć.

Porównanie trzech produktów:


Inglot jest najbardziej kremowy i żółtawy. Bielenda wpada w nieco różowe tony. A to białe coś to nic innego jak mój faworyt :)


I po rozsmarowaniu:


Inglot i Bielenda wyglądają w miarę podobnie. Ta pomarańczowa plama to L`Oreal, ale tak jak mówiłam - pięknie wtapia się w skórę i polecam każdemu, kto lubi nieco podrasowane, lecz wciąż naturalne piękno! :)



Trzej muszkieterowie! :)

Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz