Makijaż Moda Paznokcie Projekt denko

czwartek, 1 grudnia 2011

Zakupki, zakupki!

Wczoraj, po trzymiesięcznej przerwie spowodowanej bezrobociem ( :( ), zawitałam w Rossmannie na zakupach. Radość moja była wielka, tym bardziej, że zakupy kosmetyczne są dla mnie rytuałem - przez kilka dni obmyślam szczegółowo listę zakupów, sprawdzam opinie na wizażu i na blogach, i dopiero po takich przygotowaniach ruszam na łowy. W tym miesiącu musiałam niestety się mocno ograniczyć do rzeczy naprawdę najpotrzebniejszych, ale i tak jestem przeszczęśliwa :) Oto, co kupiłam:
Olejek rycynowy, oliwka pielęgnacyjna z ekologicznym olejkiem migdałowym Hipp, krem do stóp Ziai, antyperspirant Nivea Angel Star - koleżanka mnie kiedyś skrytykowała, że używam rzeczy dla nastolatek. Mówcie co chcecie, ja kocham ten zapach (gwarantowany efekt WoW), poza tym dezodorant jest jak dla mnie naprawdę skuteczny, więc z chęcią do niego powróciłam. Coś co lubię, czyli lakier w intensywnym morskim odcieniu za 2 zł, a w tle - ściereczki z mikrofibry.
Ktoś, kto spędza dużo czasu na wizażu na pewno załapał w lot, iż te zakupy zrobiłam typowo pod metodę OCM. Rozszyfrować skrótu za bardzo nie potrafię, ale chodzi o innowacyjny (jak dla mnie) sposób oczyszczania twarzy przy pomocy mieszanki olejów - rycynowego i oliwki dla dzieci. Pierwszy raz o tej metodzie przeczytałam na blogu Idalii, tu macie link do posta, w którym dokładnie, krok po kroku wyjaśnione jest, jak należy łączyć oleje i czyścić twarz -> Metoda OCM Pomysł wydaje mi się godny wypróbowania, szczególnie ze względu na fakt, iż moja skóra ma tendencje do przesuszania, zwłaszcza zimą. W zeszłym roku przeżywałam ciężkie chwile, próbując pozbyć się suchych skórek. I choć w tym roku prawdziwe mrozy jeszcze nie nadeszły, wolę zapobiegać nadmiernemu przesuszeniu twarzy. Dziś po raz pierwszy będę tworzyć tę miksturę, trzymajcie kciuki, żebym wyszła z tego cało :D ( lub też "ogromną ręką", jak mawiała Mariolka z kaberetu)
W sklepiku typu "U nas zawsze najtaniej" kupiłam też komplecik cieni:
Cienie do powiek marki Butterfly, producentem jest Verona. Opakowanie ma 5,5 grama, koszt: 5zł. Mimo niskiej ceny nie byłam przekonana do tego zakupu. Wiadomo, jak to jest z cieniami za 5 zl - są albo rewelacyjne, albo kompletnie beznadziejne. Zaryzykowałam jednak i...nie żałuję! To jeden z moich bardziej trafionych kosmetycznych zakupów ostatnimi czasy. Jedyne, czego żałuję, to brak dobrego aparatu, dzięki któremu mogłybyście zobaczyć prawdziwe kolory tych cieni. Spróbuję o nich..opowiedzieć. Biały i szary po prawej stronie są rzeczywiście białe i szare - jasne, rozświetlające, mocno perłowe cienie. Fioletowy i granatowy w ostatnim rządku są naprawdę ciemne i bardziej matowe, dosyć podobne do siebie. Między szarym a granatem jest cudowny łososiowy odcień, mój ulubiony w codziennym makijażu. Dwa jasnofioletowe cienie okalające czerwony po lewej stronie paletki mają podobne odcienie. Czerwono-różowy pomiędzy nimi jest natomiast bardzo intensywny i soczysty, w sam raz na imprezę. Podsumowując, jestem bardzo zadowolona z tej paletki, być może kupię jeszcze jakąś, tym bardziej, że cena jest bardzo przyzwoita, a cienie wykonane są w POLSCE, a nie żadnych Chinach.
Na sam koniec zostawiłam "projekt denko", czyli wykończony dezodorant Nivei:
Swego czasu był on popularny na blogach, chyba była na niego jakaś promocja. Ja go kupiłam właśnie przez tą koleżankę, co to krzyczała, że kupuje dezodoranty dla nastolatek. Dezodorant ten ma chronić białe ubrania przed żołtymi plamami, a czarne przed białymi. Dodatkowo, zapewnia 48-godzinną ochronę przed potem. Jak dla mnie sprawdził się tylko w jednej z tych trzech rzeczy - nie zostawia białych smug na czarnych ubraniach. Chroni w miarę dobrze, ale nie ma mowy o 48 godzinach, chyba że ktoś się w ogóle nie poci. Mam wrażenie, że nieco wysuszył mi skórę pod pachami.
To by było na tyle dziś. Pozdrawiam!
Kasia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz