Makijaż Moda Paznokcie Projekt denko

środa, 31 lipca 2013

Najszczęśliwszy dzień w życiu kobiety ;)

I nie będą to zaręczyny, ślub, narodziny dziecka, ukończenie studiów, otrzymanie wymarzonej pracy...
Niestety, temat potraktuję płytko i sztampowo- chodzi oczywiście o buty, a konkretniej -o duuużą ich ilość :)

Trzy tygodnie temu wybraliśmy się z chłopakiem obejrzeć jakieś garnitury dla niego. Jedziemy niedługo na wesele, gdzie będzie świadkiem, więc chce wyglądać jak człowiek. Nie planowaliśmy żadnych zakupów. Skończyło się inaczej.

Obawiałam się, że mój mężczyzna doznał jakiegoś udaru, ale wydawał się całkiem zdrowy na umyśle, gdy mówił: " No kup sobie te buty. I te drugie też weź. Może te sandałki będą fajne, przymierz..." Nie muszę dodawać, że przez chwilę byłam w raju. Kupiłam w sumie cztery pary butów:


Gdzie jest czwarta para, zapytacie? Niestety, gdy ochłonęłam okazało się, że baletki peep toe z piękną kokardą są na mnie przyciasne i wymieniłam je na koszulę, o której za chwilę. Nie zrobiłam zdjęcia, w necie znalazłam jedno jedyne z czyjegoś bloga i nie chcę kopiować. Musicie mi uwierzyć na słowo, że były cztery pary :)


Gdy pierwszy raz weszłam do Matalana jeszcze w marcu albo kwietniu, od razu zwróciłam uwagę na te buty. Wtedy kosztowały 18 funtów, kiedy je kupowałam - tylko 10!




Na końcu macie moje superzgrabne stopy hobbita. Buty nie są zbyt wygodne, ale na imprezie w nich przecierpię. Być może założę je na wesele lub poprawiny - jeśli tylko do tego czasu kupię pasującą kreację.


Można powiedzieć, że dzięki przecenie baletki w panterkę mam zupełnie za darmo. Kosztowały jedynie 5 funtów no i są w panterkę, że się powtórzę. To główne zalety.


Klasyczna kokardka dodaje im uroku. Mi się podobają również ze względu na fakt, że nie są całkiem płaskie, tylko mają ten mały obcasik i są dosyć głębokie, więc nie wypada mi stopa. Ach ta moja niesforna stopa!




 Co do sandałów to wahałam się, gdyż...no właśnie. Zawsze mi się taki model podobał, ale moje stópki nie należą do najszczuplejszych. Ale raz się żyje, tym bardziej, że sandałki są skórzane i były przecenione na 9 funtów w Next.



Jedną parę bucików wymieniłam na taką oto koszulę:


Biała mgiełka z dłuższym tyłem, podwijane rękawki - klasyk ostatnich lat.




Do kolekcji dokupiłam też skarpetki w New Looku, które pokazywałam już wcześniej:


Udało mi się również okazyjnie uzupełnić bieliznę, mam nadzieję, że nikogo nie zgorszy widok moich szorcików:


Wszystko Marks&Spencer. Za 6 par zapłaciłam 6 funtów.

Również mój chłopak obkupił się tego dnia w fajne spodnie, krótkie spodenki, koszulkę, pasek i buty. Sam mnie zadziwił, że jest taki zdecydowany co do stylu wszystkich ubrań, a pasek w Kapitana Planetę, który wybrał był totalnym zaskoczeniem, ale i stylistycznym strzałem w dziesiątkę! Może kiedyś Wam zaprezentuję jego styl, tymczasem jak widać nawet ludzie, których dobrze znamy, potrafią nas czasem zaskoczyć :)

Pozdrawiam!

poniedziałek, 29 lipca 2013

Lipcowe denko

Serdecznie zapraszam na pierwsze angielskie denko :)
Ale zanim przejdziemy do rzeczy (żeby nie było za szybko), chciałabym tylko napisać, że wyjazd do Anglii cieszył mnie między innymi  z tego względu, iż będę mogła wypróbować nowe kosmetyki nieznanych firm.
Okazało się jednak, że jestem bardzo zachowawczą kosmetykoholiczką i jak nie mogę czegoś sprawdzić na kwc, tudzież blogach, to często wstrzymuję się od zakupu. Dlatego to moje denko jest na razie takie "bezpieczne". Ale powoli nabieram odwagi, by spróbować tego, co nieznane.

Zapraszam do oglądania zdjęć:




Od ogółu do szczegółu...nieco intymnie...:


Chusteczki do higieny intymnej i Lactacyd jeszcze z Polski. Jak pisałam wcześniej - rynek środków do higieny intymnej w Anglii nie jest zbyt rozbudowany- produkty Femfresh praktycznie nie mają konkurencji. Obecnie używam płyn z tej firmy i zauważyłam, że zarówno płyn jak i chusteczki charakteryzują się bardzo neutralnym zapachem. W Polsce produkty tego typu mają różne linie zapachowe, ale czy to naprawdę konieczne? Mam wrażenie, że mimo braku ładnego zapachu, chusteczki nawilżane Femfresh dawały mi największe uczucie czystości ze wszystkich, które do tej pory używałam.


Mydełko w płynie Dove - piękny zapach, świetna wydajność, bardzo je polubiłam.
Żel Palmolive miał ładny zapach i dobrze się pienił. A teraz ciekawostka:


Polski napis nie jest przypadkiem - wszystkie żele Palmolive w Anglii tak wyglądają :)

Żel Adidasa i Dove to wkład mojego chłopaka w "projekt denko". Z tego co wiem, to szczególnie Dove mu się podobał. Oba pięknie pachną.


Balsam brązujący z ekstraktem z moreli firmy Garnier dostałam od współokatorki. Muszę przyznać, że był fajny - nadawał miły kolorek i przede wszystkim - bardzo dobrze nawilżał sam z siebie! Duży plus! Niestety, po dłuższym czasie czuć charakterystyczny smrodek.

Tonik Garniera to jeden z pierwszych kosmetyków pielęgnacyjnych, jakie kupiłam w UK. Mocno średni.


Krem Bielendy lubię. Została mi końcówka, a w sumie mam go już długo, więc postanowiłam się go pozbyć. Być może jeszcze do niego wrócę.
Pilniczek z Superdrug`a to jakieś nieporozumienie! Zupełnie nieostry, do tego papier się dziwnie rozdziera...Mam już nowy :)
Tusz z Kobo był fajny, ale jakoś tak...szybko wysechł. W sierpniu jadę do Polski i na pewno kupię jakiś nowy  do wypróbowania - tutaj macie próbkę tego, jak wyglądał na rzęsach:


To by było na tyle denka. Spodziewajcie się nowych postów, bo wolny dzień wykorzystałam bardzo pracowicie i narobiłam mnóstwo zdjęć! :)
Pozdrowienia z Salisbury!

piątek, 19 lipca 2013

Zakupy kosmetyczne, zamówienie z Avonu, zakupy typu: inne...Ogólnie sporo nowości

Ten post miał powstać już dawno, ale ciągle coś mnie powstrzymywało...To znaczy - ciągle kupowałam jakieś nowe drobiazgi i myślałam sobie, że zrobię post zbiorczy.
Wreszcie zmobilizowałam się, a uwierzcie mi, że ciężko się myśli w ponad trzydziestostopniowym upale, szczególnie, że nasz pokoik nie jest zbyt przewiewny. No i wiadomo, każdą wolną chwilę poświęcałam na zdobywaniu letniej opalenizny. Ale do rzeczy....

Nie mam zdjęcia zbiorczego - wszystko kupowałam  w różnym czasie. Dlatego zacznę tematycznie od kosmetyków. 
Ogólnie to skończył mi się tusz, więc ruszyłam do Superdruga. Zdecydowałam się na nowość i zarazem strzał na ślepo - tusz z Collection (dawniej Collection 2000) w zabójczej cenie 2,99 funta.
 Produkt nazywa się Say no to clumps i rzeczywiście muszę przyznać, że nie zostawia żadnych grud na rzęsach. Na razie się lubimy.
 





A że w sumie nie mam też żadnych konkretnych cieni, to postanowiłam zaryzykować i wybrałam paletkę NYC:


Jak widzicie, cienie są bardzo neutralne, do tego skusiła mnie obecność bazy - stara jest na wykończeniu i szukam czegoś nowego.






Aha, mam szare oczy..no może niebiesko-szare, żeby nie było, że tylko do brązowych pasuje:)
Nie używałam tej paletki zbyt często póki co -  w upąły unikam makijażu, ale wydaje się porządna. Najgorsze wrażenie zrobił na mnie jak na razie rozświetlacz. Cena - 3,99 f.

W sumie stwierdziłam, że przydałaby mi się jakaś lekka odżywka do włosów na co dzień (gdyż plączą się). Więc kupiłam olej kokosowy :)




Nie powiem, skusiła mnie cena - 1,49 funta! Wydaje się być przyjemny.

Zakupy z funciaka - jak zawsze mydło do rąk i mała pianka do golenia:



Pianka ma tylko 75 ml, ale jest bardzo wydajna, bo to Gillette. Zresztą, funt to nie majątek. Ostatnio znalazłam dwa pod domem :)

Przyszło też kolejne zamówienie z Avonu - ogólnie wzięłam prawie wszystko to, o czym pisałam w poprzednim avonowym poście:










Pędzelek jest bardzo fajny do brwi - sztywny i dosyć porządny. Co do kredki, myślałam, że będzie bardziej burgundowa, a jest..no cóż...brązowa. Ale nie ma tego złego, też się przyda. Pozostałe rzeczy użyłam raz czy dwa, więc na razie nie mam zdania.

I ostatnie kosmetyki z dzisiejszej wizyty w Lidlu:


Wielka paka róznorodnych chusteczek do twarzy - oczyszczających, peelingujących czy do demakijażu za jedynego funcika! Z chęcią wypróbuję! Natomiast waciki to najtańsze waciki jakie znalazłam do tej pory w Anglii, myślę, że będę się w nie tam zaopatrywać - jedyne 59 pensów, gdzie tej samej wielkości paczka w Superdrugu kosztuje 1,89. Różnica spora.


Teraz nieco organizacyjnie. W Tesco koło Lidla :) dorwałam taki oto organizator na biurko:


Koszt 3,50. Fajne jest to, że podstawka jest ruchoma i góra się całkiem sprawnie kręci. Po wypełnieniu kosmetykami wygląda tak:


Po chwili namysłu postanowiłam, że pędzle zostają w szklance.


Od razu wszystko lepiej wygląda i nawet mój chłopak jest zachwycony, że nie będzie zbierał wszystkiego z całego pokoju :) Chyba jedyny zakup, który w pełni zaakceptował :)

I na koniec dwa drobiazgi z New Looka:


Wszędzie rozpoczynają się wyprzedaże, więc nie mogłam się oprzeć! Na pewno kupię więcej tych wesołych skarpetek, tym bardziej, że wybór jest spory. Jeszcze zbliżenie na kolczyki:



Uff, trochę tego jest.
Jak Wam się podobają moje ostatnie nabytki?
Pozdrawiam!