Mimo że jestem w Salisbury dopiero lub może aż 4 miesiące, udało mi się wyskoczyć na krótki urlop do Polski. Mój najmłodszy brat miał komunię i nie wyobrażałam sobie, że mogłoby mnie tam nie być. Trafiłam swoją drogą na ten tydzień maja, gdy panowały upały iście tropikalne i dopiero w dzień powrotu do Gdańska, skąd wylatywałam do Luton, rozpętała się istna burza.
Nie byłabym sobą, gdybym nie przywiozła kilku drobiazgów. Przedstawiam Wam część z nich:
Czarna trójca - pojedynczy cień Vipery, pędzelek z Pierre Rene do kolekcji oraz kolejny tusz Kobo - bardzo je pokochałam, ale o tym za chwilę.
Potrzebowałam jakiegoś jasnego, bazowego cienia, gdyż we wszystkich paletkach mam je wygrzebane do granic możliwości. W ulubionej olsztyńskiej drogeryjce podjęłam szybką decyzję o zakupie Vipery.
Jest to jasny, dosyć iskrzący się cień, idealny do codziennego makijażu. Bardzo podoba mi się pudełeczko - solidny, czarny plastik, łatwo się otwiera i posiada przydatne lusterko, przy którym od biedy można zrobić cały makijaż. Cena - ok 12 zł.
Przy okazji dokupiłam drugi pędzelek z serii Pierre Rene. Tym razem nieco większy - do rozcierania czy nakładania cieni na większych powierzchniach.
Pędzelek wykonany jest z włosia naturalnego, rączka jest plastikowa. Jest mięciutki, dobrze się pierze, nie gubi włosia. Chętnie kupiłabym więcej pędzli, ale wybór w sklepiku był ograniczony, a nie znam innego miejsca, gdzie można kupić te akcesoria.
Tutaj widzicie moją "kolekcję" :) Najnowszy pędzelek kosztował 15,90, ten mniejszy - 9,90. Dużo, mało? Nie znam się, ale uważam, że są dobrej jakości.
Na koniec mój hit - czyli tusz z Kobo. Pierwszy tusz tej firmy sprezentowała mi Paulina. Wyszperała go na wyprzedaży i podejrzewam niestety, że jest już wycofany z oferty. A był - cudny! Rewelacyjny! Wspaniały! Teściowa raz spytała, czy mam sztuczne rzęsy :) Niestety, używałam go w okresie, gdy powrót na bloga uważałam za niemożliwy po tak długiej przerwie i opakowanie wyrzuciłam.
Będąc w Polsce postanowiłam iść za ciosem i kupiłam kolejny tusz tej firmy. Też na przecenie - 13 zł.
Ktoś go miał? Używał? Bo moim zdaniem niczym nie ustępuje poprzednikowi. Fajnie rozdziela, wydłuża rzęsy, robi "firankę". Do tego mam wrażenie, że naprawdę pielęgnuje. Czego chcieć więcej w tej cenie?
Na koniec przydługiej już notki - kilka ciuchów;
Dwie spódnicznki mini z Lidla - namówiłam mamę, żeby je kupiła, jak były w ofercie. Póki co ich nie nosiłam, są naprawdę króciutkie.
Właśnie mi się przypomniało, że przecież kupiłam jeszcze sukienkę w Pepco i baletki w Deichmannie...Ale o tym może innym razem:)
Pozdrawiam!
Nigdy nie miałam tego tuszu Kobo przyjrzę się jemu :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto! Jak będę w Polsce w sierpniu to na pewno kupię jeszcze jeden, w ramach testów :)
UsuńWidzę, że całkiem udane zakupy zrobiłaś :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, przyznaję, że jestem zadowolona :)
UsuńJestem ciekawa jaki efekt daje ten tusz do rzęs.Ciuszki bardzo fajne.:)
OdpowiedzUsuńByć może kiedyś, kiedyś, w bliżej nieokreślonej przyszłości, uda mi się nabyć sprzęt fotograficzny, który pozwoli mi uwiecznić takie sprawy jak tusz czy makijaż. Bo na razie staram się bardzo, ale efekty są mizerne :(
Usuń