Ale zanim dojdę do tego, w jaki sposób stałam się właścicielką trzech nowych elementów odzieży wierzchniej ( nie. nie wystarczy, że weszłam, przymierzyłam i kupiłam), muszę Wam opowiedzieć kilka faktów o sobie. Właściwie będą to dwie zaledwie informacje: 1) całe życie myślałam, że jestem za niska na marynarki i w związku z tym omijałam je szerokim łukiem, 2) jestem ciuchowym skąpcem - zawsze jest mi żal tych wygórowanych (w większości przypadków) pieniędzy za niewygórowane jakościowo szmatki.
Jak to się ma do sprawy? Otóż, gdy rozpoczynałam karierę w świecie finansjery okazało się, że obowiązuje mnie dress code - żakiecik, spódniczka/spodnie, koszula, te sprawy. Wybierając się na zakupy byłam szczerze przerażona. W myślach widziałam tylko te przydługie rękawy marynarki, te niedopasowane, skracające mnie jeszcze bardziej fasony, a w tym wszystkim ja - mała i spocona z nerwów. Dodam, że w tych czasach panował marynarkowy szał. Wszystkie dziewczyny dumnie nosiły różowe marynarki z Zary z podwiniętymi mankietami, a ja w skrytości serca, zazdrościłam im.
Nadszedł mój czas. Weszłam do Reserved i przymierzyłam marynarkę w rozmiarze 34 - zupełnie zapomniałam, że takowy istnieje. Okazało się, że wyglądam jak człowiek, i choć niekoniecznie mogę się zapiąć na skromny guziczek, jakim żakiet dysponował, to i tak fason jest ok. Tak więc przełamałam lęk i noszę marynarki.
No ale jak wiemy, marynarki swoje kosztują. A ja jestem skąpcem. Dlatego też dzień, w którym wstąpiłam do pewnego charity shopu będę wspominać nawet na łożu śmierci. Weszłam w gościnne progi British Red Cross i od razu znalazłam wieszak z żakietami, a tam dwie cudne marynareczki, czekające tylko na moje przybycie.
Pierwsza ro klasyczna, mała czarna marynarka. Druga wykonana jest z tkaniny chyba zmieszanej z lnem, nie ma kołnierza i ozdobiona jest zameczkami, ćwiekami.
Obie były nowe - czasem w charity shopach możemy znaleźć końcówki kolekcji, które sklepy oddały na cele dobroczynne. Obie kosztowały po 7,5 funta....!!! :)))
Trzeci żakiecik jest oczywiście z Matalana. Bardzo mi się podobał, ale nie podobała mi się cena 20f.
Kiedy poszłam do sklepu podczas przecen, zobaczyłam na metce 10f. Pomyślałam, no trudno, niech będzie.
Jakież było moje zdziwienie, gdy na paragonie zobaczyłam tylko 5f! Takie okazje to ja lubię!
Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was na śmierć! Jak odnajdujecie moje zdobycze?
Pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz