Makijaż Moda Paznokcie Projekt denko

sobota, 26 października 2013

Coś dla duszy - kącik literacko-filmowy

Dużo uwagi poświęcam na tym blogu sprawom ciała - jak o nie dbać, jak je ładnie (i tanio!!! :)) ubrać. W końcu taki profil bloga. Ale na samym, samym początku, prawie dwa lata temu, zakładałyśmy ze współzałożycielką strony, iż powstaną jakieś wpisy kulinarne czy recenzje książek/ filmów/ seriali. Prawie jak make life easier! :)


Dlatego dziś pierwszy post z cyklu "Coś dla duszy". A będzie tu mowa o dwóch książkach, które stały się inspiracją do nakręcenia dwóch wspaniałych filmów. O jakich pozycjach mowa?



Ano chodzi o "The Help", czyli w polskiej wersji "Służące" oraz "Never Let Me Go". 
Można powiedzieć, że moją przygodę z tymi historiami zaczęłam od końca - a więc od obejrzenia filmów. Zrobiły one na mnie takie wrażenie, że ciągle miałam w pamięci te dwa tytuły i kiedy przypadkiem znalazłam je nie gdzie indziej, tylko w charity shopie po 2f każda, nie wahałam się nawet przez sekundę.

Zacznę może od przybliżenia idei "Never Let Me Go" - film oglądaliśmy jeszcze na studiach na ćwiczeniach z kultury amerykańskiej, ta sama prowadząca zresztą polecała nam ówczesną nowość - "Służące", które były wtedy literacką świeżynką. Mój Boże, ile to już minęło od czasów, gdy po raz ostatni zasiadałam w szkolnej ławie. Ale...do konkretów!

 

Jak widzicie, w filmie występuje plejada aktorów młodego pokolenia. Ale o czym w końcu jest ta książka?


Akcja rozpoczyna się w szkole z internatem. Nieco oldchoolowy klimat, jak widzicie po zdjęciu powyżej, ale pierwsze sceny pozwalają nam odczuć, że uczniowie traktowani są tu ze szczególną troską, zwłaszcza, jeśli chodzi o ich kondycję fizyczną i ogólnie, zdrowie. Poznajemy też głównych bohaterów, widzimy jak budzą się w nich różne uczucia - niewinna miłość, zazdrość zawiść.

Bohaterowie dorastają, osiągają wiek dojrzały. Wysyłani są na farmę, gdzie poznają uczniów z innych szkół, uczą się domowego życia, prowadzenia gospodarstwa. A potem...potem zaczyna się ich właściwa misja.

Muszę przyznać, że "Never Let Me Go" bardzo mną wstrząsnęła. Jest to bardzo specyficzna wizja świata, w tym wypadku Anglii lat 90, gdzie pewna grupa dzieci zostaje odosobniona, by po osiągnięciu dojrzałości służyć reszcie społeczeństwa. Służyć w bardzo wyjątkowy sposób - swoim ciałem i zdrowiem. Z pozoru wydaje się, że jest to film bardzo realistyczny, jednak po jakimś czasie przekonujemy się, że poznajemy tylko tą gorszą, skazaną na "zagładę" grupę młodzieży. Proceder darmowych dawców wydaje się być całkowicie akceptowany przez resztę obywateli.

Nie chcę zdradzać szczegółów, ale sprawa jest bardzo dyskusyjna. Znacie może film/ książkę Jodi Picoult "Bez mojej zgody"? Tematyka w sumie podobna - ktoś rodzi się tylko po to, by uratować życie kogoś innego. Nawet kosztem własnego. Polecam osobom lubiącym trudne tematy.




 ***



Czas przejść do drugiej pozycji, a więc oskarowych "Służących". Któż nie zna tego popularnego motta:


Jedna z tytułowych "Służących" powtarzała to białoskórej małej podopiecznej przy okazji kąpieli czy ubierania.

"The Help" to fikcyjna historia poruszająca liczne tematy, wśród których do najważniejszych należą zapewne problematyka segregacji rasowej, stosunku pan a służba, czy trudnych relacji między kobietami.

Akcja dzieje się w Ameryce lat `5 0-`60, w dzielnicy eleganckich posiadłości, w których to mężowie pracują, kobiety pięknie wyglądają, siedzą w domu i palą długie papierosy, a ich służące zajmują się wszystkimi pozostałymi obowiązkami, w tym wychowaniem ich własnych dzieci. Powyższy cytat jest znamienny - widz ma wrażenie, że to opiekunka kocha dziecko bardziej, niż jego własna matka.

Jak można się domyślić, pojawia się świeża krew i porywczy duch - postać grana przez Emmę Stone, która postanawia przełamać konwenanse i poznać bliżej świat służących. Dziennikarka spisuje ich wspomnienia w książce, która niekoniecznie przypadnie do gustu każdej z białych dam.


Podejrzewam, że większość z Was zna te pozycje, ale zawsze warto polecić coś naprawdę dobrego - a nuż ktoś jeszcze nie widział, nie czytał, a szuka czegoś ciekawego?

Pozdrawiam serdecznie i życzę udanej niedzieli!
Ps - super, że zmieniamy dziś czas - zamiast o 5 będę wstawać jutro o 6 :)))


niedziela, 13 października 2013

Get ready with me - czyli o pielęgnacji mojej twarzy

Dzisiaj znowu post w klimacie kosmetycznym, a mianowicie:

Musicie przyznać, że moje zdolności hakerskie rozwijają się w zastraszającym tempie. Może za sto lat uda mi się nawet zmienić szablon bloga? ;)

Ale nie odbiegam od tematu, przedstawiam kosmetyki, których używam już od pewnego czasu. Zaczynamy!


Przed Wami  mój pielęgnacyjny arsenał w pełnym zakresie.
Z góry przepraszam za gorszą niż zwykle jakość niektórych zdjęć, znów posiłkowałam się świeczkami itp.

I Pielęgnacja rano:


* tonik L`Oreal/chusteczki do demakijażu - w zależności od tego z jaką twarzą się obudzę, przemywam ją którymś  z tych dwóch kosmetyków; jeśli twarz jest tlustawa - wybieram chusteczkę, suchawa - tonik
*krem do twarzy L`Oreal Triple Active Fresh Gel do twarzy suchej - krem mam już trochę, ale jakoś nie udało mi się pokazać go w żadnym poście zakupowym, dlatego wrzucam kilka zdjęć z dnia, kiedy go kupiłam:




Krem ma lekką formułę, ale jest naprawdę odżywczy i dobrze nawilża. Wystarczy odrobina, by pokryć twarz. Na razie nie mam zdania - nie jest zły, ale szału wielkiego nie zrobił póki co .

* krem do oczu Avon Solutions - lekki krem w żelowej formie, dobrze nawilża okolice oczu; mam go już jakiś czas, ale teraz staram się naprawdę  regularnie używać - za kilka miesięcy kończę 27 lat, to nie przelewki! :)

II Pielęgnacja na wieczór:


* Botanics Boots, płyn do demakijażu - jak wiecie, nowość, zmywam nim oczy a później....
*...resztę domywam żelem L`Oreal Skin Perfection - bardzo się polubiłam z tym żelikiem, dobrze oczyszcza skórę, jest wydajny, ma fajną, kremową konsystencję.
*krem do oczu - powtórka z rana
* olejek kokosowy z Superdrug - moje odkrycie! Bardzo fajnie natłuszcza cerę i jej nie zapycha, mam wrażenie, że wręcz koi. Pięknie pachnie i uratował mój nos, gdy smarkałam na prawo i lewo - regularne używanie sprawiło, że ranki szybko się zagoiły. Próbowałam stosować na włosy, ale oczywiście nawaliłam za dużo i nie mogłam domyć tłuszczu później....cała ja :) Aha - najważniejsze - czasem używam na noc zamiast kremu.

III Agenci do zadań specjalnych:

 


* maseczka Avon Clearskin z niewielką zawartością % jakiegoś kwasu - jest to maseczka z tej serii trądzikowej do intensywnego oczyszczania - ja mam dosyć suchą skórę i absolutnie nic złego się nie dzieje po użyciu tego kosmetyku, nie jest on zbyt mocny. Lubię efekt miłej, uspokojonej twarzy, jaki zostawia. Niestety, używam jej za rzadko (guupi, śmierdzący leń!), żeby stwierdzić, czy na dłuższą metę daje dobre rezultaty.
*szafirowy peeling przeciwzmarszczkowy Yoskine - staram się używać przynajmniej raz na tydzień, spisuje się świetnie i jest to mój numer jeden w temacie zdzieractwa. Bardzo małe drobinki, niby piasku, zatopione w miętowej barwie kremie potrafią nieźle wyszorować twarz.


* maseczki, plaster na wągry - jak widzicie, jestem leniem totalnym - ze wszystkich przywiezionych maseczek użyłam tylko jednej  różanej :( Postaram się nadrobić zaległości, a moja cera na pewno będzie mi wdzięczna. Plastry póki co okazały się drogim bublem.

Moja pielęgnacja nie jest jakoś super rozboudowana - wciąż szukam kosmetyków idealnych, w planach mam też kurację Acne-Dermem, jak tylko kupię jakiś dobry krem z wysokim filtrem. Wydaje mi się, że o ile w temacie oczyszczania stosunkowo łatwo jest znaleźć coś fajnego i niekoniecznie drogiego, o tyle dużo gorzej jest z kremem. Nie znalazłam jeszcze takiego, który nie miał żadnego "ale".

Co myślicie na temat mojego rytuału pielęgnacyjnego? Za dużo? Za mało? W końcu nie jestem już taka młoda, może czas na silniejszą artylerię? :)

Pozdrawiam!



piątek, 11 października 2013

Kilka kosmetycznych nowości

Niby mam dzisiaj wolne, ale tak naprawdę nie odpoczywam - a to zakupy, a to kilka cv trzeba było wysłać, a to zdjęcia na bloga, które przy pochmurnej ostatnio aurze nie wychodzą najlepiej. Dzięki Bogu za świetny pomysł ze świeczkami, poznałam go na blogu Mallene, link do  bardzo przydatnego posta tutaj - klik

Najbardziej jednak męczy mnie od kilku dni próba organizacji naszej (a głównie mojej) garderoby. Kupuję ostatnio różnego rodzaju wieszaki, które mają mi pomóc w zmniejszeniu liczby rzeczy w komodzie. Przydałby mi się też jakieś organizery na bieliznę, skarpetki - tego przybyło mi ostatnio najwięcej. I chociaż staram się unikać gromadzenia/kupowania rzeczy, w których nie chodzę, udało mi się przygotować sporą torbę swetrów, które zamierzam oddać niedługo do charity shopu. Ale to i tak za mało, nie da się ukryć, że po prostu brakuje nam....szafy z prawdziwego zdarzenia! Choć z drugiej strony - i tak nie mielibyśmy jej gdzie postawić... Jeżeli uda mi się kupić kilka mniejszych bądź większych drobiazgów, które chodzą mi po głowie, to może przygotuję post o organizacji garderoby w małym pokoju.

Tymczasem dziś nie o dekorowaniu wnętrz, lecz o kosmetykach!
 Skończyły mi się chusteczki do demakijażu i przez trzy dni nie miałam jak zmyć tuszu - ratowałam się żelem i tonikiem. Jakoś tak pracowałam, że drogerie były zamknięte, gdy wracałam z pracy.
W końcu wybrałam się do Bootsa i nadrobiłam braki.

Zdjęcie zbiorcze:



W Bootsie na większość kosmetyków do pielęgnacji była promocja "3 za 2", wiec skusiłam się na:

 
* płatki na nos marki własnej Bootsa - najtańsze, jakie były na półce, ale wciąż drogie, jak na taki wynalazek. Zużyłam jedno opakowanie na razie, ale nie zrobily szału

 
* odżywka w spray L`Oreal Elvive Full Restore - podobno tak lekka, że można ją nawet stosować na suche włosy, żeby, uwaga, dodać im życia! :))) Farsa nad farsami, ale zwykłe odżywki obciążają moje włosy jeszcze bardziej, więc to było "mniejsze zło"
 

*  dwufazowy płyn i chusteczki do demakijażu Boots, marka własna Botanics - chusteczki bardzo lubię, płyn jest nowością - na razie spisuje się dobrze




W Lidlu jakiś czas temu nabyłam niskim kosztem 2,50 f:


* chusteczki do demakijażu - już w użyciu, nie nadają się do oczu. Dosyć szybko podeschły po otwarciu i słabo radzą sobie z demakijażem, ale lubię miłe uczucie odświeżenia, jakie zostawiają. To chyba efekt "tea tree"
* szampon z olejkiem arganowym,  na pewno nie będzie to szampon na co dzień - zbyt obciąża mi włosy, dla zainteresowanych skład:






I na koniec, znowu coś dla włosów:



W końcu skusiłam się na Aussie, szampon oczyszczający, dodający objętość, do codziennego mycia - no zobaczymy, czy te obietnice zostaną spełnione. Na szczęście została mi już tylko końcówka Glisskurra, także na dniach zabieram się za Aussie.

Jak podobają Wam się moje nowości? Coś wpadło Wam w oko, czegoś używacie same?
Pozdrawiam i życzę udanego weekendu - mój spędzę niestety w pracy :)

niedziela, 6 października 2013

Wielki zakupowy haul

Moi drodzy, październik rozpoczynam z grubej rury - zapraszam na wspominki moich ostatnich, największych chyba w życiu, zakupów.

Muszę dodać, że dzień (a był to ostatni piątek) rozpoczął się zwyczajnie, krótkim porannym joggingiem. A że pogoda jest nadzwyczajna, przyszło nam, zupełnie niewinnie, do głowy, by pojechać w jakieś nowe miejsce, wyjść z domu, zrobić coś innego. No sami wiecie, o co chodzi. Wykorzystać jakoś wolny dzień.

No to wykorzystaliśmy. Bite 5 godzin w centrum handlowym w Southampton i wydane tyle, że do teraz boimy się spojrzeć na saldo na naszych kontach. Ale czasem można zaszaleć, więc zapraszam do zdjęć, przeżyjmy to jeszcze raz :)

Moja siata:
 


Nie będę ukrywać, bohaterem posta jest w 90% kolekcja z Primarka ;), niedostępnego u mnie w miasteczku. No co poradzić, że tam i tanio, i całkiem fajnie. Tylko przymierzyć nie ma za bardzo jak, więc rzeczy brałam na oko, jak się okazało, trafiłam idealnie.

 


Nie wiem, czy coś wyłapiecie w tym rozgardiaszu. Zapraszam do szczegółów.
Dodam, że poszukiwałam głównie basiców, także nie ma tu nic eleganckiego, szałowego czy imprezowego, raczej zbiór rzeczy na co dzień. Wydawało mi się, że mam pełno bazowych topów i wszelkiej maści t-hirtów, bo nazbierałam ich trochę przez 3 lata pracy w Terranovie. Ostatnio jednak z przykrością zauważyłam, że niestety, ale większośc ubrań z tych, odzieżowo "złotych" czasów, jest już bardzo wynoszona. Powoli odrabiam braki.


Zwykły sweterek- fioletowy ze złotą nitką. Niestety, trochę drapie, więc tylko na bluzki z długim rękawem.


Beżowy, prosty sweterek. Dopiero w domu odkryłam, że wzięłam dwa takie same swetry w różnych kolorach...


Topy:



O ile zgaszony róż jest naprawdę fajny, to ten biały trochę prześwituje. Za taką kasę może być, ale ogólnie bardziej polecam topy z H&M-u.

Bluzki z długim rękawem:



 Biała, lekko nietoperzowata. Znów - nieco prześwituje.

Beżowa, elastyczna - bardzo fajna.


Więcej sweterków:





Kardigan w paski kocham!!!! Mam identyczny czerwono-beżowy. Sweterek z siateczki to chyba najsłabszy zakup, ale cóż - wynoszę.

Będąc w stolicy taniej mody, nie mogłam nie zrobić zapasów akcesoryjno-bieliźnianych.






Wyjątkowo, nie wszystko jest z Primarka. Dwa zestawy skarpet kupiłam wcześniej w TK Maxxie :))
Ostatnie, świąteczne zakolanówki, to prawdziwy hit!

Kupiłam dwie rzeczy w H&M-ie:

 
 Tak, jak mówiłam, lubię topy z tego sklepu, a w Primarku nie było mojego rozmiaru z czarnych. Legginsy najzwyklejsze, czarne, dobrze kryjące.

Również spełniałam moje marzenie o spódnicy "skater skirt" (w Matalanie nigdy nie ma małych rozmiarów!)
Moja jest z New Looka, dodatkowo mój chłopak-stylista, zaproponował mi do niej jeansową koszulę:



Mam już jedną koszulę tego typu, tylko że szarą (tak, to pamiątka z czasów, gdy pracowałam w TRN, ale trzyma się świetnie). Uwielbiam je!

Jakiś czas temu spełniłam też dziecięce marzenie o jeansach-marmurkach:







 Kupione w lokalnym Sport Direct, w bardzo przystępnej cenie. Prawie jak z najnowszej kolekcji Bershki. Prawie, bo te złote metki niestety trochę psują efekt. Ale z paskiem jest ok :)

I jeszcze sweterek z charity shopu - fajny, dłuższy, idealny do legginsów:





Uff, to już wszystko. Myślałam, że ten post nigdy się nie skończy :))

Teraz na mojej wish-liście znajdują się tylko trzy rzeczy - zimowy płaszcz bądź kurtka, botki, szara torebka.

Dziękuję wszystkim za wytrwałość, coś wpadło Wam w oko?

Pozdrawiam!