Makijaż Moda Paznokcie Projekt denko

piątek, 27 września 2013

Nowość w szafie + TAG

A więc dopadło mnie pierwsze jesienne przeziębienie! Na szczęście duża ilość herbaty z cytryną i czegoś podobnego do fervexu przywróciła mnie do świata żywych. Swoją drogą, ciekawostka kulturowa - wiecie, że w Anglii wszystko leczą paracetamolem? Nawet ból gardła?....

Ale dziś nie o tym. Dzisiaj będzie wpis na temat mojego starego hobby, które odżyło i ma się dobrze. Mowa o Allegro albo bardziej szczegółowo - ebay-u. Jak wiecie, uwielbiałam siedzieć na allegro i wyszukiwać ubraniowych okazji - post o efektach tej ciężkiej pracy tuuu. W Anglii trochę o tym zapomniałam, bo są charity shopy i Matalan, i w ogóle wszystko...i nagle olśnienie - mam stare jak świat konto na ebay-u! Zaktualizowałam dane i dalej, wio, szukać przygód.

A marzyła mi się różowa torebka...Konkretniej, z Marks&Spencer, tylko jakoś tak zabrakło funduszy, a jakiś czas później zabrakło torebki - w niewiadomych okolicznościach wściekłoróżowa torebka wyparowała z kolekcji w sklepie stacjonarnym oraz internetowym. Zagadka dla Mentalisty.

Ebay pomógł mi znaleźć to oto cudo:


Pomyślałam sobie, że torebka w intensywnym kolorze fajnie urozmaici moje dosyć stonowane ubiory.





Jest niewielka, ale dosyć pojemna. Połączyło nas uczucie od pierwszego wejrzenia :)

I na koniec, pozwoliłam sobie nominować samą siebie do TAG-a/-u (????) 
Co masz w swojej torebce?

Otóż ja mam niewiele
-kosmetyczka z Avonu - ukochana i super pojemna
-portfel
- zapas chusteczek z czasów przeziębienia
-kalendarz z funciaka
-blistex do ust

Do tego wyobraźcie sobie kanapki, banany, batoniki zbożowe - codzienne wyżywienie w pracy i torebeczka robi się wypchana po brzegi!

Jak Wam się podoba mój pierwszy internetowy zakup w UK? Zapraszam do komentowania!
Kisses!

poniedziałek, 16 września 2013

Sierpniowo-wrześniowy projekt denko



Chciałabym zaprosić Was na projekt denko, który wydawać się może nieco nie w porę. O sierpniu już dawno wszyscy zapomnieli, tymczasem wrzesień trwa jeszcze w najlepsze.

Stwierdziłam jednak, że nie ma na co czekać - w najbliższym czasie nie spodziewam się spektakularnych zużyć, więc następne denko będzie prawdopodobnie październikowe.

Nie przedłużając, zapraszam:



Jestem zadowolona z rozmiarów denka. Jak pewnie zdążyłyście zauważyć, nie jestem typowym kosmetycznym chomikiem, raczej nie mam kilku kremów do twarzy, kilku podkładów czy stu szminek/lakierów, bo źle bym się  z tym czuła. Mój problem polega na tym, że lubię nowości, ale nie kupię nic nowego, dopóki nie zużyję starego (no chyba, że coś mi mega nie przypasuje - dostanę uczulenia czy coś w tym stylu), więc koło się zamyka...


A teraz bardziej szczegółowo:


1. Szampon Pantene zwiększający objętość, bez silikonów -  bardzo mi się ten szampon spodobał, mojemu chłopakowi również, kazał mi koniecznie napisać, że jest przezroczysty. Bo jest - dobrze oczyszcza, bardzo dobrze się pieni, ładny zapach. Włosy są nieco splątane po użyciu. Na pewno kupię go ponownie.

2. Żel do higieny intymnej Femfresh - jak wiecie, nie mam tu zbyt wielkiego wyboru, jeśli chodzi o tego typu kosmetyk. Poprawny, dosyć wydajny, bardzo delikatny zapach.

3. Żel pod prysznic Adidas - do projektu aktywnie włączył się mój chłopak - niczego nie wyrzuca, tylko przynosi mi puste butelki :) Kupiłam go w promocji - jedyne 99p. Poza tym ładnie pachnie i chyba dobrze myje, bo mi nie marudził.


4. Odświeżający tonik Olay - pięknie pachniał i był delikatny dla twarzy. W sumie niczym specjalnym się wyróżnił, ale nie był zły.

5. Żel do twarzy Olay - nie zmywa makijażu - jest napisane nawet, żeby unikać kontaktu z oczami. Nie doczytałam tego przy zakupie, ale w sumie nic się nie działo, nawet jeśli do oczu się dostał. Trochę przypominał mi żel z Biedronki ten micelarny, tylko, że ma grosze właściwości oczyszczające. Raczej do niego nie wrócę.

6. Olay emulsja do twarzy - moja ulubiona emulsja, nie zawiodła mnie i tym razem, choć w Polsce używałam nieco innej wersji. Szalenie wydajny - buteleczka 100 ml starcza na 4-5 miesięcy. Link do recenzji - klik


7. Żel pod prysznic Johnson`s - miałam wcześniej niebieski, ten był żółty, wersja fresh. Zapach średnio mi pasował, ale poza tym był ok - dobrze się pienił, dobrze mył, wydajny.

8 i 9 Balsamy Vaseline - kakaowy oraz wersja klasyczna z kiełkami z pszenicy, czy coś takiego. To kolejny wkład mojego chłopaka, głównie on, wstyd się przyznać, używa balsamów regularnie po każdej kąpieli. Ja tylko kończę po nim resztki. Ogólnie balsamy są...zwykłe, moim zdaniem, jego zresztą też. Dodam, że kakaowy wcale nie pachnie jakoś ładnie.


10. Płyn do demakijażu Garnier Simply Essentials - moja największa radość - zobaczyć denko tego płynu! Jak wiecie, nie polubiliśmy się. Jeśli nie wiecie, odsyłam do recenzji - klik

11. Krem do rąk z serii ratujmy pszczoły - gratis z gazety, podobno same naturalne składniki, lubiłam go, ale raczej nie kupię w sklepie

12. Zmywacz z Isany - fajny, lubię go. Używałam w lecie, gdy malowałam paznokcie u stóp.



13. Garnier mineral antyperspirant - polubiłam dezodoranty z tej serii, ale tylko te w spray`u. Nie jestem jednak wierna danemu rodzajowi, obecnie testuję inny :)

14. Maseczka różana z Ziaji - bardzo fajna, odżywcza maseczka. Po aplikacji na twarzy zostaje taki jakby olejek, który można sobie fajnie wsmarować w buzię

15. Pilniczek z Revlonu - totalny bubel, nie dość, że drogi - 2,99f! to jeszcze tylko z jednej str jest warstwa zdzierająca paznokcie, z drugiej są błyszczące gadżety, do niczego nieprzydatne (no może poza faktem, że to one właśnie zachęciły mnie do zakupu :)) użyłam trzy razy i nie nadawał się do niczego!
 

Co myślicie o moim denku? Jest coś wartego uwagi?  Zachęcam do komentowania, jeśli jest co, oczywiście :)
W ogóle, to chyba najbardziej przejrzyste denko, jakie do tej pory powstało na blogu. Od teraz będę zawsze używać cyfr na zdjęciach.

Pozdrawiam !




sobota, 14 września 2013

Odzieżowe nowości - 3 marynarki

Pozostajemy w klimacie ciuchowym.

Ale zanim dojdę do tego, w jaki sposób stałam się właścicielką trzech nowych elementów odzieży wierzchniej ( nie. nie wystarczy, że weszłam, przymierzyłam i kupiłam), muszę Wam opowiedzieć kilka faktów o sobie. Właściwie będą to dwie zaledwie informacje: 1) całe życie myślałam, że jestem za niska na marynarki i w związku z tym omijałam je szerokim łukiem, 2) jestem ciuchowym skąpcem - zawsze jest mi żal tych wygórowanych (w większości przypadków) pieniędzy za niewygórowane jakościowo szmatki.

Jak to się ma do sprawy? Otóż, gdy rozpoczynałam karierę w świecie finansjery okazało się, że obowiązuje mnie dress code - żakiecik, spódniczka/spodnie, koszula, te sprawy. Wybierając się na zakupy byłam szczerze przerażona. W myślach widziałam tylko te przydługie rękawy marynarki, te niedopasowane, skracające mnie jeszcze bardziej fasony, a w tym wszystkim ja - mała i spocona z nerwów. Dodam, że w tych czasach panował marynarkowy szał. Wszystkie dziewczyny dumnie nosiły różowe marynarki z Zary z podwiniętymi mankietami, a ja w skrytości serca, zazdrościłam im.
Nadszedł mój czas. Weszłam do Reserved i przymierzyłam marynarkę w rozmiarze 34 - zupełnie zapomniałam, że takowy istnieje. Okazało się, że wyglądam jak człowiek, i choć niekoniecznie mogę się zapiąć na skromny guziczek, jakim żakiet dysponował, to i tak fason jest ok. Tak więc przełamałam lęk i noszę marynarki.

No ale jak wiemy, marynarki swoje kosztują. A ja jestem skąpcem. Dlatego też dzień, w którym wstąpiłam do pewnego charity shopu będę wspominać nawet na łożu śmierci. Weszłam w gościnne progi British Red Cross i od razu znalazłam wieszak z żakietami, a tam dwie cudne marynareczki, czekające tylko na moje przybycie.



Pierwsza ro klasyczna, mała czarna marynarka. Druga wykonana jest z tkaniny chyba zmieszanej z lnem, nie ma kołnierza i ozdobiona jest zameczkami, ćwiekami.
Obie były nowe - czasem w charity shopach możemy znaleźć końcówki kolekcji, które sklepy oddały na cele dobroczynne. Obie kosztowały po 7,5 funta....!!! :)))





Jeszcze jedna anegdotka jest taka, że podczas płacenia pogawędziłam sobie z miłym panem i okazało się, że wystąpił jakiś błąd na kasie - zamiast 15f nabiło się 3 500 000 - tak, 3,5 miliona. Śmialiśmy się z panem, że to największa transakcja w historii charity shopów, ale niestety, ja nie mam środków na jej pokrycie. Na sam koniec pan zapakował mi żakiety w elegancką, papierową torbę, mówiąc - "Niech myślą, że wydałaś dużo pieniędzy w jakimś drogim sklepie" :)

Trzeci żakiecik jest oczywiście z Matalana. Bardzo mi się podobał, ale nie podobała mi się cena 20f.


Kiedy poszłam do sklepu podczas przecen, zobaczyłam na metce 10f. Pomyślałam, no trudno, niech będzie.


Jakież było moje zdziwienie, gdy na paragonie zobaczyłam tylko 5f! Takie okazje to ja lubię!



Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was na śmierć! Jak odnajdujecie moje zdobycze?
Pozdrawiam!

czwartek, 12 września 2013

Jesienna wish lista + mój ulubiony sklep ciuchowy w UK

Jeszcze do niedawna rozglądałam się za jakimiś fajnymi balerinkami, czółenkami - jednym słowem za obuwiem, w którym stopa jest dosyć odkryta mimo wszystko, bo pogada była piękna i letnia. Nagle jednak, dosłownie z dnia na dzień, zrobiło się chłodno i stwierdziłam fakt oczywisty - idzie jesień.

Dla mnie wyznacznikiem jesieni jest moment, kiedy zaczynam "na stałe" nosić moją czarną, skórzaną kurtkę. I słowo stało się ciałem kilka zimnych poranków temu, więc od tego momentu interesują mnie bardziej botki czy kozaki, ogólnie-coś cieplejszego. A trzy pary balerinek, które posiadam, w zupełności mi wystarczą do przyszłej wiosny.

Z pomocą przyszła mi strona internetowa mojego ulubionego sklepu - Matalanu. Dzisiaj byłam przymierzyć rzeczy "na żywo" i stwierdzam, że spokojnie mogłabym tam przepuścić 1/3 pensji. Oto moi faworyci:

1) Buty




 
Bardziej podobają mi się czarne. WIEM, WIEM - wyglądają jak zdrowotne buty mojej babci w opcji "dla super szerokiej stopy", ale na żywo wyglądają pięknie - fajny obcas, fajna, złota sprzączka no i do tego skórzany wierzch. Są całkiem rockowe i w moim stylu. Raczej na pewno je kupię.

2) Kurtka



Bardzo spodobała mi się ta parka, tym bardziej, że wydawała się dosyć dobrze ocieplona. Niestety, w Matalanie mają dziwne rozmiary i najmniejsza "8" była na mnie sporo za duża :(

3) Sweterki











Do wyboru, do koloru! Prawdziwy sweterkowy raj! Moimi faworytami są ostatni, beżowy kardiganek - prawdziwy klasyk, który na modelce wygląda wprost szałowo oraz narzutka - trzecia od góry. Wykonana jest z tak miłego, mięciutkiego materiału, że przez 5 minut nie mogłam odejść od wieszaka, stałam i macałam.
Do tego bogactwo dłuższych swetrów z dziurami, bąblami, przeszywanymi srebrnymi, złotymi nitkami. No każdy by znalazł coś dla siebie.

3) Spódniczki typu skater skirt:





4) Spodnie:



wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony matalan.co.uk





Grubsze legginso-spodnie zapowiadają się obiecująco. Mam dwie pary w nieco innym stylu z Matalana właśnie i bardzo je lubię. No a dresik - cud miód. Nie jestem zwolennikiem chodzenia w dresie dalej niż do najbliższego spożywczaka, ale w domu też trzeba jakoś wyglądać, nie?

Było jeszcze kilka innych rzeczy, lecz wpis zrobiłby się przydługi. Jak widzicie, jestem wielką fanką Matalana i zupełnie za darmo robię im reklamę :) Prawda jest taka, że choć są w Salisbury inne sklepy - Top Shop, całkiem spory New Look, Marks&Spencer czy Next, jakoś w Matalanie odnajduję najwięcej rzeczy w moim stylu.

Znaleźliście coś dla siebie?
Pozdrawiam










środa, 11 września 2013

Zakupy z Polski

Zapowiadane od dawna zdobycze z Polski.

W sumie nic odkrywczego - prawie same klasyki, pewniaki.

Oczywiście mimo stworzenia listy zakupów jeszcze na długo przed przylotem do Polski nie wzięłam jej do drogerii, w związku z tym nie kupiłam najważniejszej rzeczy - gąbki antycellulitowej marki Syrena. Uwielbiam wymasować sobie nią ciało. No ale nic...zobaczcie, co udało mi się przywieźć:


Od ogółu do szczegółu:

Zapas maseczek z Ziaji. Jak widzicie, różana jest już w użyciu, próbowałam ukoić nią cerę, która od razu gdy tylko przekroczyłam granicę pokryła się milionem czerwonych, maleńkich pryszczyków. Byłam załamana :( W ogóle nie wiem, o co tej mojej twarzy chodzi.


Broń ciężkiego kalibru. Czekam, aż zrobi się bardziej pochmurnie (i aż kupię krem z filtrem) i zaatakuję niedoskonałości ze zdwojoną siłą. 

Środek doraźnej pomocy w walce z krostami - tudzież trądzikiem. Jak wiecie, byłam na weselu, bla bla bla, nie mogłam wyjść do ludzi z czerwoną twarzą. Korektor kupiłam na promocji za 17 zł i nie żałuję, jest bardzo fajny.


Mój pierwszy w życiu krem na cellulit i ogólnie, ujędrniający. Zacznę go używać jak tylko zacznę regularnie ćwiczyć. Lub choćby ograniczę słodkości. Możliwe, że nigdy się to nie wydarzy.


Infinity - szukałam jakiegoś porządnego pilniczka, bo pazurki mam ostatnio mocne. Ten przeznaczony jest do tipsów, między innymi, więc póki co jestem zadowolona.


Tanie tusze do rzęs stały się ostatnio kosmetycznymi bohaterami internetu. Zielony z Wibo, różowy z Miss Sporty. Zobaczymy, jak się spiszą.


Krem do stóp. Niestety, śmierdzi, i niestety, bardzo jest leciutki w swej konsystencji. Albo to moje stopy są tak suche po lecie, że spijają go, niczym ambrozję. 

To już wszystko, moi drodzy. Niestety, Ryanair ma straszne ograniczenia wagowe - 15 kg na duży bagaż? To żart! Nie wiem, kiedy będę w Polsce w najbliższym czasie, ale mam nadzieję, że tym razem nie zapomnę kupić sobie gąbki Syreny :)

Pozdrawiam!